O największej fashionistce Warszawy

W 2021 przypada 120 rocznica urodzin Marianny Burzyńskiej, wyrafinowanej znawczyni historii mody, gwiazdy teatru i piosenki oraz jednej z ikon elegancji dwudziestolecia międzywojennego. Mój podziw dla niej  rósł z każdą kartką jej wspomnień „Nie żyłam samotnie”. Ze swadą opisuje w nich swoje życie: wybitnej artystki kabaretowej, uznanej aktorki teatralnej, autorki tekstów satyrycznych i redaktorki kolumny „Duby smalone” w Kurierze Porannym. Była piękną kobietą. Korzystała z życia: miała znanych kochanków (w tym najprawdopodobniej także Antoniego Słonimskiego), pozowała nago Witkacemu do portretu,  na scenie pokazywała nogi do pasa, „rozbijała się” na rajdach samochodowych.

Pokochałam ją tak bardzo. Nie mogę więc odżałować, że po II Wojnie Światowej poświęciła scenę, by pomóc swojemu mężowi stworzyć, a po jego śmierci samodzielnie dziesiątki lat prowadzić Państwowy Zespół Pieśni i Tańca Mazowsze.  Urodzona 22 lutego 1901 r. w Płocku Marianna Burzyńska była, jako Mira Zimińska, jedną z najjaśniejszychgwiazd dwudziestolecia międzywojennego. Do historii przeszła „tylko” jako Mira Zimińska-Sygietyńska. Zapomniano o jej znaczeniu dla teatru, kabaretu, mody. Pamięta się „Mazowsze”. To niesprawiedliwe!

Suknie hrabiny Esterhazy

Mira Zimińska znała się na historii mody jak mało kto. Jej zbiory zabytkowych strojów, należących do sławnych artystek czy arystokratek, wzbudzały powszechny podziw. Można je było oglądać na scenie w jej sławnym recitalu pt. „Wieczór Piosenek Miry Zimińskiej”. Impulsem do powstania kolekcji był bowiem pomysł na koncert, na który składały się piosenki z różnych epok. Charakteru występowi dodawał sposób ich wykonania – w stylu właściwym dla czasów ich powstania.  Aby zrealizować ambitny plan aktorka skontaktowała się z kilkoma artystkami, w tym z legendarną już wówczas Adolfiną Zimajer (1852-1939), największą gwiazdą kabaretów i teatrów II połowy XIX w. Uczyła się od „Zimajerki” jej piosenek. Podziwiała stroje gwiazdy. Rozmowę o nich opisuje we wspomnieniach. „Zapytałam ją : Kto panią ubierał, jakie pani miała suknie? – W Wiedniu suknie miałam od księżnej Esterhazy. – A dlaczego? – Księżna Esterhazy tylko raz chodziła na bal w tej samej sukni, później sprzedawała. Księżna Esterhazy miała moją figurę. Dowiedziałam się wszystkiego o gorsetach, uczesaniach, makijażu. Potem powtórzyłam dosłownie jej kostium”. Nie tylko wspaniałe toalety przedstawicielki najbogatszego rodu Węgier i Austrii wisiały w szafie Zimińskiej. Nie zabrakło też strojów szansonistki, czyli piosenkareczki, niezbyt ciężkiego prowadzenia się, która występami zabawiała carskich oficerów w kasynie. „Pani Zosia pokazała mi dwie swoje fotografie z czasów, kiedy występowała w „Cafe Chantan”. Na jednej była taka cytata pani, ubrana krótko, nóżki widać prawie do kolan, z tyłu duża kokarda na pupie. Sukienka nazywała się be-be. Na drugim zdjęciu pani Zosia ubrana w sukienkę szansonistki – z cekinami. Kupiłam ją od pani Zosi. Pod spodem, jak się podniosło była kupa falbaneczek. Taka pikantna”.  I dalej opis przygotowania zabytkowych strojów do występu.  „Każda sukienka była wypieszczona. A uczesanie! A perfumy! Wiedziałem jakie perfumy w każdej z epok były modne. Byłam tak dalece perfidna, że kupiłam tyle perfum, ile przedstawiałam epok, i każda sukienka pachniała inaczej”.

Na zdjęciu Mira Zimińska w jednej z sukni z Wieczoru Piosenek – tak ubrana śpiewała Peruwiankę „taką lekko kiczowatą piosenkę. Śpiewa ją nieutalentowana piosenkarka, która się bardzo stara. (…) To był później mój największy szlagier.”

Po premierze wybuchł powszechny entuzjazm, tout de Varsovie  biła się o bilety, Skamandryci przychodzili na każdy koncert. Zimińska dała 30 występów, jeden po drugim. Leon Schiller powiedział „tego nikt w życiu już więcej nie zrobi”. Niestety, miał rację.

Mira posiadała także kolekcję artystycznych wachlarzy. „Cudowne wachlarze na jedwabiu malowane z podpisami  francuskich malarzy. Widocznie oni zarobkowali w ten sposób”. Zbierała zabytkową biżuterię. Była największa w Polsce  miłośniczką i znawczynią mody, o jakiej kiedykolwiek słyszałam. Wciąż niedoścignioną.

Muza krawców i kuśnierzy

Myli się ten, kto sadzi, że ubieranie przez firmy gwiazd na czerwony dywan, to współczesny pomysł. Otóż z powodzeniem stosowała go Mira Zimińska. Strojona była przez najlepsze domy mody w Warszawie.  „Gdy się było gwiazdą, to właściciele magazynów ubiegali się, żeby się u nich ubierać. W programie przedstawienia odnotowywano, u kogo taka gwiazda się ubiera. Toalety Pani Miry Zimińskiej od Zmigrydera. Futro pani Miry Zimińskiej od Apfelbauma”.  A słynny Herse, najelegantszy dom mody w Warszawie, dyktator dobrego stylu?  Cóż „on również ubiegał się, by mnie ubierać”. Potrafiła to bogactwo wykorzystać. We wspomnieniach pisze „nigdy nie chwaliłam się tzn. nie stawałam do konkursu na balu mody” i podkreśla, że to jej koleżanki z kabaretów –  Hanka Ordonówna i Zula Pogorzelska – miały gust i dyktowały modę. Ale nie dajmy się zwieść. To kokieteria. Wszak sama przyznaje: „Kiedyś byłam na takim balu ubrana najpiękniej  w suknię lila i pelerynę ze strusich piór”.  Kilka zdań dalej owa „nie-chwaląca się” opisuje swoją kolejną sławną kreację „Miałam, wstyd powiedzieć, płaszcz podbity gronostajami – na wierzchu czarny welur, a pod spodem białe gronostaje. I tylko mały kołnierzyczek. Niby to skromne. We łbie się gwieździe przewróciło! Ale płaszcz był bardzo elegancki i ciepły”. Przed zimnem Mira chroniła się pelisą – płaszczem na futrze. Najbardziej wyrafinowanym rodzajem okrycia wierzchniego.

Dzięki wielkiej inteligencji miała do siebie dystans i nie celebrowała własnej osoby. „Pamiętam jechałam kiedyś voisin’em (luksusowa marka auta należącego do artystki)  i było mi bardzo smutno. Szoferowi powiedziałam „Proszę jechać w stronę Łazienek i Wilanowa”. I tak siedzę w tym aucie, jest mi smutno i płaczę. Miałam wtedy na sobie ładne popielice. Wytarłam oczy. Rączka też była z ładnym brylantem i pachniała ślicznie. I tak sobie pomyślałam, jadąc tym pięknym wozem: Mania kochana, jak ty luksusowo cierpisz. Przypomniał mi się Płock, moje początki, przypomniałam sobie jak było źle. I roześmiałam się”.  

Artystka nie podała, w którym roku miała Voisina. Na zdjęciach więc modele z C 11 z 1927 oraz C27 z 1934 oraz C28 z 1936 roku.

Taka powinna zostać w legendzie Warszawy: inteligentna i utalentowana, obdarzona pięknym głosem, elegancka. Nie starsza  pani, dyrektor „Mazowsza”, ale Mania w najdroższym futrze od Apfelbauma i zabytkowej biżuterii. Artystka, w której na zabój kochało się pół Warszawy!

Cytaty pochodzą z książki: Mira Zimińska-Sygietyńska, Nie żyłam samotnie, Wydawnictwo Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1985

Fragment filmu „Papa się żeni” reż. Michał Waszyński 1936 r.  Mira Zimińska w roli głównej:

http://www.youtube.com/watch?v=Goon6i7iKPY

Si petite (Taka mala) piosenka z kabaretu w wykonaniu Miry Zimińskiej. Nagranie z 1959/1960 roku. W czasie pokazu zdjęć w 38-42 sekundzie artystka w opisywanym stroju szansonistki.

Zdjęcia: Narodowe Archiwum Cyfrowe

mira

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *