Kradzież w krakowskim Grandzie futra hrabiny Ciunkiewiczowej

Na środku pokoju luksusowego hotelu stały rozprute walizki; całkowicie puste.

„Gdzie są moje futra, gdzie biżuteria, pieniądze! Zostałam okradziona!”

Dramatyczny okrzyk hrabiny Marii Ciunkiewiczowej przebił się przez szczęk sztućców i zastawy, głosy gości restauracji i hotelu Grand w Krakowie.

Hrabina Maria Ciunkiewiczowa

Kiedy bywalcy lokalu zobaczyli tę znaną damę, jak pięknie ubrana schodzi do restauracji, czuli, że w sennym mieście może wydarzyć się coś ekscytującego. Nie przypuszczali tylko, że stanie się to tak szybko.

Właśnie wraz z towarzyszką podróży, panią Zakrzewską, zjadły główny posiłek, po czym zamówiły deser i hrabina Maria, atrakcyjna, niezwykle zamożna czterdziestosześciolatka, na chwilę oddaliła się do apteki po środki na migrenę. Wróciła w miarę szybko i damy z satysfakcją zjadły podany im apfelstrudel.

W hotelu

Po dwóch godzinach spędzonych w gwarnej restauracji damy weszły do pokoju hrabiny, aby w spokoju napić się jeszcze kieliszeczek na wzmocnienie. Następnego dnia miały wszak ruszyć pociągiem do Zakopanego, aby Maria mogła tam dojść do siebie po przebytym w Warszawie zapaleniu płuc.

Kradzież, jedna z najgorszych rzeczy, jaka może przytrafić się hotelowi potrafiła zniszczyć reputację nawet luksusowego obiektu. 19 stycznia 1932 hotel Grand w Krakowie zdecydowanie nie mógł więc zaliczyć do udanych. Obsługa zachowała jednak zimną krew i wezwała lekarza oraz policję. Do pokoju omdlewającej z gorąca i emocji hrabiny przybył doktor współpracujący z Grandem, policja i przedstawiciele francuskiego ubezpieczyciela. Majątek damy asekurowany był bowiem na olbrzymią kwotę. Zaczęła opowiadać o stratach i … pojawiły się kłopoty ze spójnością.

– Miałam ze sobą także sześćset tysięcy funtów szterlingów …

– Szanowna Pani, to niemożliwe. Biorąc pod uwagę listę skradzionych futer, biżuterii i strojów, taka liczba banknotów nie zmieściłaby się do walizki – zaoponował doświadczony i czujny rzeczoznawca.

– No rzeczywiście … To ten stres … Niech pomyślę … No tak, tak. Większość pieniędzy zostawiłam przecież w depozycie w Warszawie. Miałam sześć tysięcy funtów szterlingów.

– Musimy przeszukać pokój, posprawdzać zamki, drzwi i okna. Zatrzymamy też walizki – zaordynował komisarz.

Na podstawie ważnej polisy rzeczoznawca oszacował straty na dwadzieścia milionów złotych. Trzeba było szybko działać, bo wypłata odszkodowania musiała wkrótce nastąpić.

Na posterunku policji

Komisarz drapał się po głowie ołówkiem.

– Niby wszystko w porządku, a jednak coś mi się tutaj nie zgadza!

Zeznania pokojówki, która jako pierwsza przybiegła do pokoju były pierwszym dla niego pierwszym sygnałem, że dzieje się coś dziwnego.

Wbiegłam do numeru po usłyszeniu krzyków pani hrabiny. Pani hrabina omdlewała z gorąca. W pokoju było dopiero co napalone w piecu. To było bardzo dziwne, bo tego dnia nie paliliśmy jeszcze w hotelu.

Badanie biegłego nie pozostawiało wątpliwości.

Walizy rozprute zostały nożykiem należącym do pani Marii Ciunkiewiczowej. Nożyk został znaleziony przez policjantów w jednej z zamkniętych toreb i miał wyszczerbienia pasujące do jednego z cięć.

Złodziej wykorzystać nożyk należący do okradanej. Jednak było to mało prawdopodobne ze względu na pośpiech w jakim musiał działać: wszak do pokoju mogła wrócić pani Maria, posłać kogoś z obsługi  po jakąś rzecz, wreszcie mógł przyjść posługacz napalić w piecu przed nocą. Zatem złodziej nie szukałby w rzeczach narzędzia do otwarcia waliz, tylko miał własne. Tak samo ukrycie go, to niepotrzebna strata czasu i ryzyko, że zostanie się rozpoznanym po liniach daktyloskopijnych.

W II Rzeczpospolitej trwała fascynacja nowoczesną daktyloskopią. Policja korzystała z profesjonalnego narzędzia jakim była książka inspektora Wiktora Ludwikowskiego pt. ”Podręcznik dla służby daktyloskopijnej”.

Prokurator Włodzimierz Łaba wraz z policją stworzyli z zeznań barwną opowieść, którą uznali za rzeczywisty przebieg zdarzeń.

Oskarżona Maria Ciunkiewicz zdeponowała w Warszawie nie tylko olbrzymią kwotę pieniędzy, co potwierdza, ale także futra, pieniądze i kosztowności (czego nie potwierdza) przed wyjazdem do Krakowa. Do hotelu przybyła z walizami wypełnionymi węglem, stąd ich waga. W czasie pobytu w restauracji pod pretekstem konieczności nabycia gliceryny i terpentyny na ból głowy wyszła z niej i udała się na chwilę do pokoju. Rozcięła nożykiem bagaże, a węglem napaliła w piecu, dlatego było tak gorąco.

I zawyrokowano, że to działania na szkodę firmy ubezpieczeniowej, czyli wyłudzanie wypłaty odszkodowania. Nazywane wówczas oszustwem asekuracyjnym. Wystąpiono o areszt. Hrabina została zatrzymana w więzieniu Św. Michała, z którego wyszła za poręczeniem. Odpowiadała z wolnej stopy.

W sądzie

Proces był poszlakowy, bo twardych dowodów brakowało. Osądzeniem oskarżonej zajął się skład sędziowski w składzie, sędzia Leonard Krupiński, przewodniczący sędzia Tadeusz Grodecki, sędzia Jan Ostręga. Oskarżał prokurator Włodzimierz Łaba, bronił zaś adwokat Józef Woźniakowski.

Oskarżona utrzymywała, że jest niewinna.  Dlaczego ktoś tak zamożny miałby okradać samego siebie i ryzykować więzienie? Interesy szły bowiem bez zarzutu.

Na pewno nie ułatwiały jej w sądzie życiorys i fakt, że do ogromnego majątku sama doszła. Tak. Być może Marię Ciunkiewicz pogrążyły uprzedzenia i zaściankowa moralność.

Szybko okazało się w czasie zeznań, że oskarżona hrabiną bynajmniej nie jest. Była za to trzykrotnie zamężną. Stan cywilny to wdowa po pierwszym mężu, rozwiedziona z drugim, trzeciego zaś męża uznano za zaginionego. Była także utrzymanką rosyjskiego, białego dygnitarza. Określiła to tak:

Krassin zaczął się mną opiekować

Skąd Biała Rosja w tym niebanalnym życiorysie? Marysia urodziła się w niezamożnej rodzinie w Warszawie. Aby zdobyć zawód nauczyła się szyć. W Moskwie przedrewolucyjnej znalazła się za sprawą trzeciego męża. Kiedy został powołany do wojska i zaginął, aby się utrzymać wróciła do wyuczonego zawodu i założyła dom mody. Udało się jej wydostać z rewolucyjnej Rosji do Francji.

Na zachodzie dorobiła się znacznego majątku: trzech domów, pałacu, biżuterii i Rolls-Royce’a zajmując się obrotem nieruchomościami (sprzedażą majątków) oraz szczęśliwie grając na giełdzie.

Mieszkała głównie zagranicą we Francji i Anglii, gdzie miała posiadłości. Do Polski przyjeżdżała rzadko. I jak widać nie miała szczęścia do tych wizyt.

W procesie poszlakowym została uznana za winną i skazana na 15 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 5 lat i utratę na ten czas praw obywatelskich.

mira

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *