Towarzystwo i auta w dwudziestoleciu międzywojennym

Właściciele aut w początkach dwudziestego wieku i dwudziestoleciu międzywojennym w pełni wykorzystywali możliwości, jakie dawał im samochód i niczym nie różniło się to od jego współczesnego użytkowania. Był m.in. autem rodzinnym, przedmiotem dumy, pojazdem wyścigowym czy rajdowym. W każdej roli sprawdzał się wspaniale.

Klan Kossaków w aucie rodzinnym

Jednym z najważniejszych wydarzeń towarzyskich od końca lat 20. był wyjazd do Juraty na letni wypoczynek. W funkcjonującym od 1928 roku kurorcie domy letnie mieli przedstawiciele przemysłu, artyści, arystokracja. Zatrzymywano się także w ekskluzywnych hotelach i pensjonatach. Znajdowały się tu także budynki państwowe, w których wypoczywał prezydent Ignacy Mościcki z rodziną. Do Juraty obowiązkowo jeździło się autem. Tak wspomina to Magdalena Samozwaniec, córka Wojciecha Kossaka, wnuczka Juliusza i siostra Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, której rodzina była szczęśliwą posiadaczką letniskowej willi.

Już od wczesnej wiosny panie szyły sobie na Juratę plażowe suknie i przymierzały u modniarek olbrzymie kapelusze plażowe. Samochód szedł do remontu. Tatko kupował nowe opony. Do Juraty jeździło się zawsze autem – olbrzymia maszyna marki Oświęcim-Praga wyglądała przy starcie jak Familienbad. Siedziały w nim: Mamidło, Madzia, jej córka, córka Jerzego (syna Wojciecha- AJ), Tatko przy kierowcy i szofer; poza tym mnóstwo tobołków, walizek i koszyków, pledów, płaszczy i pudełek do kapeluszy. Cięższy bagaż jechał koleją. Jasnorzewscy mieli swojego fiata, którym również jechali na wakacje. Po dwudziestu czterech godzinach jazdy (z Krakowa – AJ), z noclegiem w Toruniu lub Bydgoszczy, zmordowane towarzystwo stawało wreszcie u celu. Ta wyprawa familijna powtarzała się bez zmian przez kilka lat z rzędu”.

Kolejnym miejscem wypraw rodziny było Zakopane. Choć znacznie bliższe niż Jurata także wymagało postoju, a podróż była nie mniej ważna niż cel. W rodzinie auto było już w czasie I Wojny Światowej. Tak właśnie wspomina córka Wojciecha Magda wyjazdy rodzinne do stolicy Tatr.

„Na Lubniu, jak zwykle podczas samochodowych wycieczek, musiał odbyć się tzw. podkurek.  Tatko zatrzymywał maszynę i wyciągał spod siedzenia skórzaną kantynę, w której była zawsze gdańska „Złotówka”, krakowska kiełbasa, chleb i masło. Nie była na całym świecie większych przysmaków. Tatko krajał kiełbasę w wielkie kawały i wszystkim po kolei dawał pić z tego samego kubka wódkę, w której pływały złote opiłki. Na SAMYM KOŃCU PIŁ SZOFER.”**

To ostatnie pozostawmy bez komentarza. Szczęściem od Św. Antoniego, patrona kierowców, nikt z tego towarzystwa artystów nie zginął w czasie tak niebezpiecznej jazdy.

Mira Zimińska – gwiazda reklamy w aucie

Myliłby się ten, który sądziłby, że współpraca płatna marek samochodowych z gwiazdami to współczesny sposób na marketing i reklamę. Była ona doskonale znana i stosowana z powodzeniem w dwudziestoleciu międzywojennym. Królową takich współprac była uwielbiana wówczas gwiazda filmu, teatru i kabaretu Mira Zimińska. Wielka miłośniczka i znawczyni motoryzacji.  Miała kilka wozów. Oczywiście po kolei, nie w jednym czasie. I większość z nich była prezentem od ich producentów i przedstawicieli w Polsce. jeżdziła m.in. Voisinem

Nic tak dobrze nie podnosiło sprzedaży jak… skandal z Mirą w aucie w roli głównej. A tych nie brakowało! Nie dało się ukryć, że tyleż była gwiazdą rajdów, ile piratem drogowym!

Mira Zimińska przejechała rowerzystę

Mira Zimińska poszła na czołówkę

Mira Zimińska – zajęła czwarte miejsce w rajdzie i została najlepszym «góralem»

 „Warsiascy” gazeciarze mieli co wykrzykiwać, reklamując wydania i artykuły na pierwszych stronach. Zwłaszcza sprzedawcy „Kuriera Czerwonego”, który szczególnie upodobał sobie wypadek z kolarzem i kolejne wyczyny gwiazdy za kierownicą. Nieźle na niej zarobili. Była to wieczorna gazeta plotkarska, nazywana tak od koloru tytułu. Napastliwa, brutalna i bardzo często kłamliwa.

A było tak – Mira w drodze do Wilanowa potrąciła rowerzystę. Dzięki Bogu ten wstał o własnych siłach, choć był mocno poturbowany. Postanowił jednak wykorzystać fakt sprawstwa wypadku przez gwiazdę do wypromowania się w prasie na ofiarę i wywarcie takiego wpływu na sąd, aby Mira otrzymała możliwie najwyższy wyrok, a przyznane mu odszkodowanie miało konkretny wymiar. W wyniku nagonki prasy Mira postanowiła nie dawać paliwa pismakom i nie przychodziła na rozprawy sądowe. Reprezentowanie siebie powierzyła sławnej mecenasce Bronisławie Szulcowej. Unikanie rozgłosu wywarło dobre wrażenie na sądzie! Tym bardziej że niewspółmierna do skutków wydarzenia nagonka ze strony prasy i postępowanie pokrzywdzonego sprawiły, że całe towarzystwo szybko zaczęło Mirze współczuć i bronić jej, także przed jej własnymi wyrzutami sumienia. Podkreślano, że przecież to nie była sytuacja, w jakiej znalazł się Bodo, który w wypadku przez siebie spowodowanym nieszczęśliwie zabił kolegę. No jakże to można było porównywać?! Hejt, jak byśmy dzisiaj powiedzieli, znienawidzonej przez artystów prasy spowodował solidarność środowiska. W obronie sprawczyni przesadzono tak bardzo, jak bardzo na nią napadano! Nawet wrażliwy społecznie i obdarzony olbrzymim poczuciem sprawiedliwości Boy napisał:

Jednego razu gospodarz klasy, nie mogąc sobie dać ze mną rady, przeniósł mnie za karę do ostatniej ławki. O Boże! To byłoby tak, jakby p. Mirę Zimińską za nieostrożną jazdę automobilem wsadzono do kryminału z podpalaczami i gwałcicielami. Ładnie by ją poprawili.

Doświadczona Szulcowa wywalczyła brak zasądzenia kary z kodeksu karnego dla gwiazdy za spowodowanie wypadku. Uznano, że była to „nieostrożna jazda”. Czym w istocie rzeczy była. Jednak Mira musiała zapłacić olbrzymie zasądzone odszkodowanie. Przy czym zaczęła funkcjonować jako jedyna ofiara tej sytuacji.

Co nie było mądre. Poczucie krzywdy i bezkarności doprowadziło do kolejnego niebezpiecznego zdarzenia. Tym razem, jadąc w towarzystwie przyjaciół, w ostatniej chwili uniknęła zderzenia czołowego, które by spowodowała. Sposobem na ujście z życiem było lądowanie w rowie.

Nietrudno zatem uwierzyć, że dla rozgłosu firmy samochodowe wciąż oferowały jej nowe, luksusowe auta. Robiły to „na wyścigi”, dosłownie i w przenośni.

Swoisty konkurs przed rajdem tatrzańskim wygrało najpopularniejsze wówczas w artystycznym i arystokratycznym światku bugatti. Firma przysłała pod dom Miry sportowe auto z podrasowanymi rajdowo parametrami na wyścig górski. Auto dostarczył doświadczony kierowca-instruktor, który miał przetrenować z gwiazdą jazdę taką maszyną. Mira odmówiła spokojnej nauki. Instruktor, który odmówił zgody na jazdę próbną bez niego, wraz z przyjaciółmi gwiazdy zajął miejsce z tyłu auta. A artystka zaczęła szaleć na drodze. W efekcie tak nieszczęśliwie wzięła ostry zakręt, że… ponownie skończyła w rowie. Z pasażerów pokiereszowany został tylko nieszczęsny służbista. Tym razem Bugatti wzięło sprawę roszczeń na siebie. Ucierpiało także auto: pękła przednia szyba i rozwalona została kierownica. Co na to szalona automobilistka?

Ja nie taka, aby firmę Bugattiego zawieść!

I pojechała na rajd z wstawioną naprędce i „nie do końca” szybą oraz „posztukowaną” kierownicą. Szaleństwo? Bardzo w stylu artystki i epoki, w której żyła.

W rajdzie brała udział cała śmietanka towarzyska, która patrząc na wygląd kabiny auta konkurentki, śmiała się do rozpuku. Taka typowa schadenfreude. Gdyby bowiem „pechowa” maszyna była w pełni sprawna, to pozostawiłaby w pokonanym polu większość z nich. Paskudna radość konkurentów trwała krótko… Znana z brawury Mira zajęła w rajdzie czwarte miejsce i wygrała premię górską!

Co wywołało wstrząs w psychice księcia Sanguszki, który nie mógł zrozumieć, jak to możliwe, by arystokrata uplasował się tuż za aktorką. ***

Dodek i Halamki – gwiazdy na konkursach piękności samochodów

Samochód był nie tylko wygodnym i luksusowym środkiem transportu, czy sprzętem pozwalającym brać udział w rajdach i wyścigach, pełnił także role przedmiotu pięknego, godnego podziwiania i szczególnego dbania o niego. Tak powstały konkursy i wystawy np. Pokazy piękności samochodów i motocykli organizowany w Warszawie w parku w Alejach Ujazdowskich – najbardziej reprezentacyjnej części przedwojennej Warszawy. Wielokrotnie brali w nim udział i wygrywali aktorzy. Starym wyjadaczem był Adolf Bagiński czyli Dodek Dymsza, którego Lancia Farina w 1939 roku wygrała w cuglach.

Organizowano także konkursy typu : na najpiękniejszą dekorację kwiatami. Tu mistrzyniami były siostry Halama, piękne, utalentowane i podziwianie tancerki: Loda, Zizi i Punia. Halamki – gwiazdy uśmiechniętej Warszawy.

  *  Magdalena Samozwaniec, Maria i Magdalena, WIBET, Pruszków 1992, tom 2 str. 274

** Magdalena Samozwaniec, Maria i Magdalena, WIBET, Pruszków 1992, tom 1 str. 115-116

*** Agnieszka L. Janas, Mira po prostu kobieta, wydawnictwo AiK, Warszawa 2021, str. 184-190

mira

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *